czwartek, 7 października 2010

Być albo nie być


 

   Istnieje w teorii organizacji ciekawa teoria. Zgodnie z nią struktura urzędowa, która liczy około 1000 i więcej urzędników, zaczyna się tak bardzo zajmować sama sobą, że reszta świata nie jest jej już do niczego potrzebna. No, prawie niczego, bo ktoś tych urzędników i ich urząd musi utrzymać… Poza tym jednak wymiana pism i odpowiedzi pomiędzy poszczególnymi komórkami takiego molocha, ustalanie obszarów kompetencji i podległości pomiędzy nimi oraz podobne biurokratyczne zabawy pochłaniają praktycznie cały czas i energię jego pracowników.

   Tak się jakoś składa, że MEN razem z kuratoriami tę granicę tysiąca urzędników przekroczyło. No i, jak się okazuje, jakieś ziarno prawdy we wspomnianej teorii tkwi. MEN próbuje zarządzać oświatą dyktując nawet takie szczegóły jak poprawne ustawienie ławek i krzeseł w klasach. Nie sądzę by to miało sens – o takich rzeczach powinien decydować nauczyciel stosownie do okoliczności i potrzeb, które występują w tysiącach trudnych do przewidzenia wariantach. Jest jednak dziedzina, w której tej instytucji nic nie wyręczy. Ta dziedzina nazywa się koordynacja. Okazuje się, że MEN akurat z tym sobie nie radzi i nawet z tego powodu nijakiego dyskomfortu nie czuje. Mamy akurat, ogłoszony, trzeba trafu, przez MEN, Rok Odkrywania Talentów. Jednym z głównych miejsc ich odkrywania są olimpiady przedmiotowe. Wiadomo od lat, że sporo ich uczestników startuje w więcej niż jednej z nich i to często z wielkim sukcesem. Taką grupę olimpiad stanowią szczególnie np. matematyczna, informatyczna, fizyczna i techniczna. Naturalną rzeczą byłaby taka koordynacja właśnie terminów zawodów pomiędzy olimpiadami by uniknąć ich pokrywania się. To było i jest idealne zadanie dla MEN, na dodatek niezbyt skomplikowane, i bardzo trudne dla poszczególnych komitetów olimpiad. No i akurat w Roku Odkrywania Talentów mamy tak ustawione ogólnopolskie finały wspomnianej grupy olimpiad, że wszystkie odbywają się w ciągu jednego tygodnia około 10 kwietnia. Co oznacza, że niektórzy finaliści, i to ci najlepsi, albo będą musieli dokonać dramatycznego wyboru rezygnując z któregoś finału albo tylko wpadną na chwilę na jeden z finałów żeby„zaliczyć” udział w nim. W każdym razie niejeden z tych, fetowanych oficjalnie talentów, ani sam nie będzie miał szansy ani nie da jej innym, sprawdzenia się w normalnych warunkach olimpijskiej batalii. A wszystko dlatego, że komuś w MEN się nie chciało, ktoś czegoś nie umiał i nie wiedział…