Altruizyna
Wiele osób tak
bardzo chciałoby przysporzyć bliźnim dobra, że są, w imię tego dobra, stosować
środki, które akurat tego dobra nie przyniosą, za to ilość zła w świecie
pomnożą jak najbardziej. Podobny los spotkał występującego w naszych mediach
jako ekspert od wszystkiego prof. Janusza Czapińskiego. Profesor ów, którego
już tu w swoim kąciku gościłem, od
pewnego czasu daje wyraz zaniepokojeniu umiejętnościami Polaków w zakresie
wspólnej pracy w grupie. Uchodzi jego uwadze, że ta współpraca jest przede
wszystkim pochodną stosowanych powszechnie sposobów kierowania i zarządzania.
Receptę widzi więc w uczeniu owych umiejętności w szkole. W niedawnym zaś
wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wręcz postuluje ministerialny przymus grupowych
form zajęć. Wyobraźmy sobie jednak , że ministerstwo stosowny przepis wyda.
Wyda choćby po to by sobie PR poprawić szybką reakcją na istotny medialnie
problem. W przepisie tym zaś nakaże
jakieś formy pracy w grupie stosować. Do tego jeszcze, wzorem ostatniego
10-lecia, wykonanie owego przepisu udokumentować. Cóż za problem – parę wpisów,
gdzie trzeba, kilka plakatów wg.instrukcji i pod kontrolą nauczyciela, parę
zdjęć uśmiechniętych buź i grupowe
działania mamy dla wizytacji (przepraszam-ewaluacji) udokumentowane... Że zaś od tego akurat umiejętności pracy w
grupie nie przybędzie, za to demoralizacji i owszem, to już zupełnie inna
historia.
Akurat polskie
doświadczenie jest tu bardzo obfite – próby przerabiania „zwykłych zjadaczy
chleba” w „anioły” przy pomocy sprzecznych z tą „anielskością” narzędzi (czyli
przymusu i manipulacji) kończą się zawsze skutkami przeciwnymi do zamierzonych,
często humorystycznymi. Ich autorom, zanim przyjdzie im do głowy kolejny
podobny pomysł, proponuję nieco lektury. Mogą zacząć od opisów spektakularnych
klęsk podobnych przedsięwzięć w przeszłości, ale i nieco literatury pięknej nie
zawadzi. Stanisław Lem poświęcił przynajmniej
kilkanaście swoich kpiarskich utworów fantastyczno-naukowych podobnym
pomysłom. Szczególnie polecam ”Altruizynę”. Ten tytułowy środek miał
uwrażliwiać na cierpienie innych istot
w bliskim otoczeniu. Potraktowany nim osobnik miał sam odczuwać ich ból.
W założeniach pomysłodawców powinno to spowodować erupcję chęci niesienia im
pomocy. W rzeczywistości jednak okazało
się, że kamieniami odganiano wszystkich cierpiących byle dalej od siebie. Efekt
współodczuwania cierpienia bowiem malał wraz ze wzrostem odległości od
cierpiącego ...